Buongiorno Cinque Terre! Jest po 9., Riomaggiore już rozbudzone. Gdy my na naszym tarasie zajadamy się ciachami z cukierni, pierwsi turyści już przemierzają główną ulicą miasteczka.
Pakujemy się, żegnamy z sympatycznym właścicielem i idziemy jeszcze poszwendać się po miasteczku. Droga pod górę na wprost naszej kamienicy prowadzi do kościółka San Giovanniego Battisty. I właśnie ją wybieramy na nasz spacer.
Zaległa poranna kawa i zmierzamy dalej kierunku castello. Na sam zameczek już nie chce nam się wspinać z plecakami, zważywszy, że widoki naokoło nam wystarczają.
Miłym zaskoczeniem jest dla nas, że dalej droga w dół prowadzi na stację kolejową. Nie trzeba będzie zawracać do centrum miasteczka. Ostatnie spojrzenie na Riomaggiore i idziemy oczekiwać na pociąg, który zawiezie nas do Manaroli.
Turyści przybywający do Cinque Terre, szczególnie Ci jednodniowi zazwyczaj zaopatrują się w Cinque Terre Card czyli kartę upoważniającą do darmowych przejazdów koleją, czy busem pomiędzy miasteczkami, a także wejścia na Lazurową Ścieżkę, pieszą drogę łączącą wszystkie pięć ziem. Przy naszym sposobie zwiedzania Cinque Terre - po pierwsze postawiliśmy na rejs, po drugie mieszkamy w miasteczkach, kupno tej karty było nieopłacalne. Z kolei jednorazowy przejazd pociągiem to 4e/os. Trochę dużo, zważywszy, że właśnie teraz mamy do przejechania jedną stację…więc podejmujemy to ryzyko i jedziemy na gapę.
:twisted: Minutę później wysiadamy w Manaroli.
Nasze ostatnie miejsce noclegowe zarezerwowaliśmy głównie, dlatego, że w ogóle było dostępne w tym terminie. Z uwagi na rozpoczynający się weekend obłożenie już miesiąc przed wyjazdem w każdym z pięciu miasteczek było prawie 100%, więc braliśmy, co dał booking. No to jesteśmy w Manaroli i idziemy od razu szukać naszej kamienicy, bo umówiliśmy się na odbiór pokoju o 11.30.
Droga, jak zwykle prowadzi pod górę, a nasz adres znowu gdzieś przy końcu miasteczka. Gdy gps staje się bezradny, z pomocą przychodzi dzisiejszy poranny mail od właściciela z informacją, że trzeba przejść przez kamienny mostek. Za piazza z kościółkiem San Lorenzo znajdujemy mostek, a nawet trzy
:D. Opinie w necie pobrzdąkiwały coś o budowie, a właśnie pierwszy mostek prowadzi do kamienicy z rusztowaniami. Idziemy zatem na drugą stroną, dalej wąskim przejściem między kamienicami dochodzimy do celu - Via dei Molini 21.
Właściciel zjawia się kilka minut później i wręcza nam klucz do naszego ostatniego miejsca noclegowego. Pokój jasny i przestronny, miłym zaskoczeniem jest duży balkon, na którym oczywiście będzie grane winko wieczorem. Widok częściowo na stary ogród, a częściowo, no dobra, w znacznej mierze
:D na rozwalającą się kamienicę w remoncie.
:lol: Mimo to jest cisza i nie ma żadnych robót, więc i jutro w sobotę też tak na pewno będzie (taaaa
:D).
Chwila odpoczynku i ruszamy w drogę, nasz cel to przejść ścieżkę do Cornigli. W necie było info o jej zamknięciu, ale idziemy zweryfikować tę informację. Trasa zaczyna się w okolicach naszego zakwaterowania, więc praktycznie od razu rozpoczynamy wędrówkę.
Po ok. 10 minutach docieramy do zamkniętej furtki, dalej nie przejdziemy. Info z netu się potwierdziło, a zarośla świadczą o tym, że taki stan rzeczy jest już od dawna. Trochę szkoda, bo trasa wydawała się relaksacyjna, a Corniglia prawie na wyciągnięcie ręki. Jednak nie do końca nas to zniechęciło, nastawieni w boju zawracamy zatem do mijanego po drodze szlaku Volastrapanoramico. Zaczyna się on niezbyt zachęcająco, bo wysokimi schodami, oczywiście pod górę.
:D Tą trasą też dojdziemy do Cornigli, więc nie ma się nad czym zastanawiać, idziemy.
Po kilkunastu minutach niewiele się zmienia – pełne słońce, my pod górę, tylko Manarola coraz niżej i jęzory też coraz niżej.
:lol: Wyłaniające się co jakiś czas domy Volastry dają nadzieję, że kiedyś dojdziemy do tej mieściny.
Po całej trasie pod górę, Volastra również wita nas schodami pod górę. Główna uliczka daje nam wszystko, co do szczęścia potrzebne - kranik z wodą, dzięki czemu można się od razu odświeżyć i otwartą trattorię, w której zaraz się posilimy. Jednak najpierw idziemy jeszcze zapoznać się z miasteczkiem. Właściwie oprócz wąskiej wijącej uliczki z domami, zamkniętą ristorante (w której o tej porze można jedynie zaopatrzyć się w miejscowe wino) oraz kościółkiem, nic tu nie ma. Atmosfera sielska i senna, więc wracamy do trattori, zanim Wloch się nie rozmyśli i też pójdzie na sjestę. Do wyboru różnego rodzaju panini. Pajda chleba smakuje cudownie, miejscowa mozzarella i szynka wyborne, a pomidor, jakby dopiero co zerwany z ogródka.
Po miłym odpoczynku, czas ruszać dalej w drogę do Cornigli. Wg zapewnień właściciela trattorii teraz trasa powinna być w większości płaska, tym samym mniej męcząca.
I rzeczywiście idzie się świetnie. Wśród winorośli, z cudnymi widokami, z nielicznymi piechurami. Właściwie dobrze się stało, że dolna ścieżka jest zamknięta. Na pewno krajobraz na niższych partiach tak nie zachwyca, do tego na bank byłoby więcej ludzi oraz trzeba by uiścić opłatę za wstąp do parku narodowego. Tymczasem my karmimy oczy tym cudem natury.
Oddala się Manarola, a ścieżka zaprowadza nas do czyjegoś ogródka.
:D Nie, nie zgubiliśmy, tak miało być:-)
Po minięciu domku kontynuujemy trasę w stronę Cornigli. Gdy docieramy do lasu, droga zaczyna prowadzić w dół. Na początku delikatnie, po czym zaczyna się robić męcząco. I tak już będzie do końca naszej wędrówki.
Dom i przydrożna kapliczka świadczą o jakiejś cywilizacji. Tak, dotarliśmy do Cornigli.
8-)
Corniglia jako jedyne miasteczko Cinque Terre ma dosyć ograniczony dostęp do morza, co nie oznacza, że nie ma go wcale. Miasteczko położone jest 100 m npm., ale wzdłuż skały jest wytyczone zejściu, co można zaobserwować, np. w trakcie rejsu. Teraz nie mamy ochoty tego sprawdzać, jedyne o czym marzymy to odpocząć po wędrówce. Knajpka "A' Caneva" w ocienionym zaułku nadaje się do tego idealnie.
Począwszy od ścieżki w Manaroli przeszliśmy ok. 3,5 km. Co to jest przy kilkunastu kilometrach przemierzonych przez nas w sycylijskim Rezerwacie Zingaro. A jednak morderczy początek pod górę, a później męczące schodzenie zrobiło swoje, więc decydujemy, że żegnamy się z Corniglią.
By wrócić do Manaroli, musimy dojść do stacji kolejowej, która w przeciwieństwie do pozostałych miasteczek 'pięciu ziem' jest dosyć daleko oddalona. Nas czeka pokonanie setki schodów w dół, a jeśli ktoś przyjeżdża pociągiem z bagażami czeka go niezła wędrówka po schodach w górę. No chyba, że skorzysta się z lokalnego busika. Znowu mamy do przejechania jedną stację, więc olewamy kupno biletów.
Upragniony powrót do Manaroli, by móc się odświeżyć i odpocząć po dzisiejszej wędrówce. W nagrodę mini szampanik na balkonie:) Te kamienne mostki, schodki i łuki, stara rozwalająca się kamienica i oczywiście dzikość ogrodu - ma to swój klimat, jakby stało to wszystko od wieków. Chciałoby się rzec prawie niezmienione, a jednak niszczejące. Obok nas całe drzewo cytryn. W Cornigli piłam dziś z nich lemoniadę, kwaśne te miejscowe cytryny jak cholera.
Dzięki za kolejna ciekawa relację!Dziwnie tak się składa ,że wciąż podążam Twoim podróżniczym tropem
:D ,bo akurat Cinque Terre też od dawna chodzi mi po głowie ,czas więc na realizacje ...
___________________________________________________________________________
Hotel Fiascherino*** - 110e/pokój dwuosobowy ze śniadaniem https://www.booking.com/hotel/it/fiasch ... #hotelTmpl
Rejs Lerici – Cinque Terre – bilet dzienny 35e/os., pozostałe opcje oraz godziny rejsów dostępne na stronie http://www.navigazionegolfodeipoeti.it/ ... erici.html
Affittacamere Rio Centrale – 110e/pokój dwuosobowy z tarasem https://www.booking.com/hotel/it/affitt ... d315ba7bcfDzień 4 – 2 czerwca - Riomaggiore – Manarola – Volastra – Corniglia
Buongiorno Cinque Terre! Jest po 9., Riomaggiore już rozbudzone.
Gdy my na naszym tarasie zajadamy się ciachami z cukierni, pierwsi turyści już przemierzają główną ulicą miasteczka.
Pakujemy się, żegnamy z sympatycznym właścicielem i idziemy jeszcze poszwendać się po miasteczku. Droga pod górę na wprost naszej kamienicy prowadzi do kościółka San Giovanniego Battisty. I właśnie ją wybieramy na nasz spacer.
Zaległa poranna kawa i zmierzamy dalej kierunku castello. Na sam zameczek już nie chce nam się wspinać z plecakami, zważywszy, że widoki naokoło nam wystarczają.
Miłym zaskoczeniem jest dla nas, że dalej droga w dół prowadzi na stację kolejową. Nie trzeba będzie zawracać do centrum miasteczka.
Ostatnie spojrzenie na Riomaggiore i idziemy oczekiwać na pociąg, który zawiezie nas do Manaroli.
Turyści przybywający do Cinque Terre, szczególnie Ci jednodniowi zazwyczaj zaopatrują się w Cinque Terre Card czyli kartę upoważniającą do darmowych przejazdów koleją, czy busem pomiędzy miasteczkami, a także wejścia na Lazurową Ścieżkę, pieszą drogę łączącą wszystkie pięć ziem. Przy naszym sposobie zwiedzania Cinque Terre - po pierwsze postawiliśmy na rejs, po drugie mieszkamy w miasteczkach, kupno tej karty było nieopłacalne.
Z kolei jednorazowy przejazd pociągiem to 4e/os. Trochę dużo, zważywszy, że właśnie teraz mamy do przejechania jedną stację…więc podejmujemy to ryzyko i jedziemy na gapę. :twisted: Minutę później wysiadamy w Manaroli.
Nasze ostatnie miejsce noclegowe zarezerwowaliśmy głównie, dlatego, że w ogóle było dostępne w tym terminie. Z uwagi na rozpoczynający się weekend obłożenie już miesiąc przed wyjazdem w każdym z pięciu miasteczek było prawie 100%, więc braliśmy, co dał booking.
No to jesteśmy w Manaroli i idziemy od razu szukać naszej kamienicy, bo umówiliśmy się na odbiór pokoju o 11.30.
Droga, jak zwykle prowadzi pod górę, a nasz adres znowu gdzieś przy końcu miasteczka. Gdy gps staje się bezradny, z pomocą przychodzi dzisiejszy poranny mail od właściciela z informacją, że trzeba przejść przez kamienny mostek. Za piazza z kościółkiem San Lorenzo znajdujemy mostek, a nawet trzy :D. Opinie w necie pobrzdąkiwały coś o budowie, a właśnie pierwszy mostek prowadzi do kamienicy z rusztowaniami. Idziemy zatem na drugą stroną, dalej wąskim przejściem między kamienicami dochodzimy do celu - Via dei Molini 21.
Właściciel zjawia się kilka minut później i wręcza nam klucz do naszego ostatniego miejsca noclegowego. Pokój jasny i przestronny, miłym zaskoczeniem jest duży balkon, na którym oczywiście będzie grane winko wieczorem. Widok częściowo na stary ogród, a częściowo, no dobra, w znacznej mierze :D na rozwalającą się kamienicę w remoncie. :lol: Mimo to jest cisza i nie ma żadnych robót, więc i jutro w sobotę też tak na pewno będzie (taaaa :D).
Chwila odpoczynku i ruszamy w drogę, nasz cel to przejść ścieżkę do Cornigli. W necie było info o jej zamknięciu, ale idziemy zweryfikować tę informację. Trasa zaczyna się w okolicach naszego zakwaterowania, więc praktycznie od razu rozpoczynamy wędrówkę.
Po ok. 10 minutach docieramy do zamkniętej furtki, dalej nie przejdziemy. Info z netu się potwierdziło, a zarośla świadczą o tym, że taki stan rzeczy jest już od dawna. Trochę szkoda, bo trasa wydawała się relaksacyjna, a Corniglia prawie na wyciągnięcie ręki.
Jednak nie do końca nas to zniechęciło, nastawieni w boju zawracamy zatem do mijanego po drodze szlaku Volastra panoramico. Zaczyna się on niezbyt zachęcająco, bo wysokimi schodami, oczywiście pod górę. :D
Tą trasą też dojdziemy do Cornigli, więc nie ma się nad czym zastanawiać, idziemy.
Po kilkunastu minutach niewiele się zmienia – pełne słońce, my pod górę, tylko Manarola coraz niżej i jęzory też coraz niżej. :lol: Wyłaniające się co jakiś czas domy Volastry dają nadzieję, że kiedyś dojdziemy do tej mieściny.
Po całej trasie pod górę, Volastra również wita nas schodami pod górę. Główna uliczka daje nam wszystko, co do szczęścia potrzebne - kranik z wodą, dzięki czemu można się od razu odświeżyć i otwartą trattorię, w której zaraz się posilimy. Jednak najpierw idziemy jeszcze zapoznać się z miasteczkiem. Właściwie oprócz wąskiej wijącej uliczki z domami, zamkniętą ristorante (w której o tej porze można jedynie zaopatrzyć się w miejscowe wino) oraz kościółkiem, nic tu nie ma. Atmosfera sielska i senna, więc wracamy do trattori, zanim Wloch się nie rozmyśli i też pójdzie na sjestę. Do wyboru różnego rodzaju panini. Pajda chleba smakuje cudownie, miejscowa mozzarella i szynka wyborne, a pomidor, jakby dopiero co zerwany z ogródka.
Po miłym odpoczynku, czas ruszać dalej w drogę do Cornigli. Wg zapewnień właściciela trattorii teraz trasa powinna być w większości płaska, tym samym mniej męcząca.
I rzeczywiście idzie się świetnie. Wśród winorośli, z cudnymi widokami, z nielicznymi piechurami. Właściwie dobrze się stało, że dolna ścieżka jest zamknięta. Na pewno krajobraz na niższych partiach tak nie zachwyca, do tego na bank byłoby więcej ludzi oraz trzeba by uiścić opłatę za wstąp do parku narodowego. Tymczasem my karmimy oczy tym cudem natury.
Oddala się Manarola, a ścieżka zaprowadza nas do czyjegoś ogródka. :D Nie, nie zgubiliśmy, tak miało być:-)
Po minięciu domku kontynuujemy trasę w stronę Cornigli.
Gdy docieramy do lasu, droga zaczyna prowadzić w dół. Na początku delikatnie, po czym zaczyna się robić męcząco. I tak już będzie do końca naszej wędrówki.
Dom i przydrożna kapliczka świadczą o jakiejś cywilizacji. Tak, dotarliśmy do Cornigli. 8-)
Corniglia jako jedyne miasteczko Cinque Terre ma dosyć ograniczony dostęp do morza, co nie oznacza, że nie ma go wcale. Miasteczko położone jest 100 m npm., ale wzdłuż skały jest wytyczone zejściu, co można zaobserwować, np. w trakcie rejsu. Teraz nie mamy ochoty tego sprawdzać, jedyne o czym marzymy to odpocząć po wędrówce. Knajpka "A' Caneva" w ocienionym zaułku nadaje się do tego idealnie.
Począwszy od ścieżki w Manaroli przeszliśmy ok. 3,5 km. Co to jest przy kilkunastu kilometrach przemierzonych przez nas w sycylijskim Rezerwacie Zingaro.
A jednak morderczy początek pod górę, a później męczące schodzenie zrobiło swoje, więc decydujemy, że żegnamy się z Corniglią.
By wrócić do Manaroli, musimy dojść do stacji kolejowej, która w przeciwieństwie do pozostałych miasteczek 'pięciu ziem' jest dosyć daleko oddalona. Nas czeka pokonanie setki schodów w dół, a jeśli ktoś przyjeżdża pociągiem z bagażami czeka go niezła wędrówka po schodach w górę. No chyba, że skorzysta się z lokalnego busika.
Znowu mamy do przejechania jedną stację, więc olewamy kupno biletów.
Upragniony powrót do Manaroli, by móc się odświeżyć i odpocząć po dzisiejszej wędrówce. W nagrodę mini szampanik na balkonie:)
Te kamienne mostki, schodki i łuki, stara rozwalająca się kamienica i oczywiście dzikość ogrodu - ma to swój klimat, jakby stało to wszystko od wieków. Chciałoby się rzec prawie niezmienione, a jednak niszczejące.
Obok nas całe drzewo cytryn. W Cornigli piłam dziś z nich lemoniadę, kwaśne te miejscowe cytryny jak cholera.